Boski dyskurs

wygłoszony na Fidżi dnia 24 kwietnia 2022 r.

(https://www.youtube.com/watch?v=V5NFEpeqLTw)

 

Dzisiaj jest święty dzień, ponieważ dotyczy Boga podobnego do człowieka, który stworzył ludzi podobnych do Boga. Ten ludzki Bóg zniknął z oczu świata, ale pozostawił po sobie spuściznę bardzo wielu podobnych do Boga ludzi takich jak wy i dlatego ten dzień jest święty. Nie jest to koniec wydarzenia. To początek wielu dalszych wydarzeń. I jak to ujął nasz Sreenivas, chodzi o bicie jednego serca w milionach ciał. To właśnie oznacza „ubóstwianie” ludzi. Boskość przychodzi jako człowiek, aby ludzie stali się boscy. To jest ostateczny cel. Nie ma innego. Zstąpienie Boga służy wzniesieniu się człowieka. I jest to jedyny cel, dla którego Bóg przychodzi. Dla Boga wszystko inne jest drugorzędne. Budowanie szpitali, szkół, realizacja projektów, służba – te rozmaite rzeczy są drugorzędne; głównym celem jest ubóstwienie ludzi. I cokolwiek by się nie wydarzyło, a to się nie dokonało, to misja ta nie spełniłaby swego zadania. Bóg poniósłby porażkę w swojej misji, gdyby nie ubóstwił tak wielu ludzi i tylko zbudował szpitale, szkoły, zrealizował projekty wodne i odszedł. To nie mógłby być Bóg. Bóg jest tym, który stworzył wielu bogów takich jak On sam. Dzisiaj, kiedy siedzimy pod tym wielkim czerwonym sercem reprezentującym serce Boga, które jako jedyne może być tak wielkie, że może pomieścić w nim wszystkich. Świętujemy właśnie taką okazję. Dzisiaj nie opłakujemy przeszłości, ale świętujemy teraźniejszość. Czy jest wspanialszy sposób oddania hołdu komuś tak bliskiemu, komuś, kogo szanujemy, uwielbiamy, i czcimy? Oczywiście nie może to być tylko zawieszenie dużej girlandy na zdjęciu. Tak nie powinno być. Nie chodzi o to, by spotykać się razem i wygłaszać przemówienia o przeszłości, która minęła, i raczej smucić się z tego powodu niż celebrować.

Najlepszym sposobem na świętowania 24 kwietnia, kiedy przybyliśmy na Fidżi, jest zrobienie czegoś dla innych w tym boskim imieniu. Dzisiaj, otwierając dziecięcy szpital kardiologiczny Śri Sathya Sai Sanjeevani dla mieszkańców Fidżi i wysp Pacyfiku, właśnie to robimy, celebrując boskość we wszystkich ludziach. Nie może być lepszego sposobu świętowania, niż dawanie coraz większej liczbie ludzi tego świata tego, czego potrzebują. Wyobraźcie sobie, że każde dziecko, każdy rodzic, który wychodzi z tego szpitala, ma przy sobie mały certyfikat, „Świadectwo Darowanego Życia”, wystawiony przez Sri Sathya Sai Sanjeevani. Ludzie mogą nie wiedzieć, kim jest Śri Sathya Sai, ale wiedzą, co Śri Sathya Sai dla nich zrobił. Nie ma dla nich znaczenia, kim On jest. Dla nas też to nie ma znaczenia. Liczy się to, co się dla nich zrobiło. Gdy wracają do domu i mówią, że Jezus odpowiedział na ich modlitwy, że Budda odpowiedział, czy też że inny Bóg odpowiedział, nie ma to dla nas znaczenia. Ważne, że modlitwa została wysłuchana. Istnieje jeden Bóg, jedno serce, które odpowiada na wszystkie modlitwy. Pewnego dnia zrozumieją, kto to jest. Ale to nie ma dla nas znaczenia. Liczy się dla nas to, że w tym dniu nie płaczemy, nie lamentujemy i nie mówimy o tym wszystkim, co się kiedyś wydarzyło i nigdy więcej się nie powtórzy, ale raczej w tym dniu celebrujemy tę Obecność, tę Wszechobecność, dając coraz więcej w Jego imieniu i większej liczbie ludzi na świecie. Czy jest lepszy hołd dla Guru?

Guru dakszina… trzeba dać guru dakszinę. Guru dakszina oznacza, że ​​należy wyrazić Guru naszą wdzięczność. Na szczęście nie istnieje nic takiego jak dakszina dla Boga, bo On nie akceptuje niczego poza miłością. Ale dakszina dla guru istnieje.

My chcemy wszystko umieścić na piedestale, a sami trzymać się z daleka. Mówimy, że to nie my, że nie możemy być tacy. Ale chcę powiedzieć, że ponad wszystko inne chodzi o przesłanie. Chodzi o przesłanie. Posłańców było wielu i wszyscy przekazywali to samo przesłanie. Kriszna, Budda, Jezus, Allach – wszyscy przyszli na tę ziemię i wszyscy przynieśli przesłanie miłości, kochania bliźniego. Oni wszyscy byli takimi posłańcami. Niestety, my przeważnie ograniczaliśmy się do samych posłańców, do ich imion i postaci i nigdy nie mogliśmy odejść od tej idei przypisywania całej dobroci danemu miejscu, czasowi lub osobie. A w istocie ważne jest przesłanie. Gdy podążamy za przesłaniem, jest to właściwy sposób składania hołdu, właściwszy niż oddawanie czci posłańcowi.

Przyjechałem na Fidżi w 2015 roku. Było 500 ludzi – opowiadałem o tym parę dni temu. 500 wielbicieli zgromadziło się w audytorium – był to ogromny tłum. Zastanawiałem się: „Łał, jest tylu wielbicieli!”. Ale teraz zdałem sobie sprawę, że wszyscy byli zwolennikami posłańca, a nie przesłania. Zwolennikami przesłania jest tylko te kilka osób – te panie ubrane na zielono i kilka na żółto... i ktoś tam dalej... Aż trudno uwierzyć, że to wszystko, że to jest cała drużyna, która mogła zbudować aśram, zbudować centra medyczne, zbudować szpital i zrobić wiele innych rzeczy, a żaden z nich wcześniej w swoim życiu nie budował czegoś takiego. To jest pierwszy raz.

Wszystkie te panie są młodymi matkami. Krupali urodziła dziecko trzy lata temu – wtedy, kiedy to się zaczęło. A tu jest Sonya, ma dziecko prawie w tym samym wieku. Namatha natomiast ma dwoje. Sheetal też urodziła dziecko. Wszystko to wydarzyło się w ciągu trzech lat ich życia – trzech, czterech, pięciu lat. Pełnią role matek, młodych matek, które musiały też pracować w tym szpitalu, dla tego szpitala. Wszyscy ci mężczyźni są młodymi ojcami, którzy mieli przed sobą karierę do zrobienia i mogli liczyć na życie z jakimś celem, osiągnięciem i statusem. Ale zrezygnowali z tego wszystkiego. Pracują 24 godziny przez siedem dni w tygodniu dla tej sprawy. Tak mała grupa ludzi osiągnęła tak wiele. Ale wyobraźcie sobie, że wszyscy w tej sali możemy zrobić o wiele więcej – i wszyscy, którzy oglądają nas na żywo przez Zoom lub jakkolwiek. Takich dobrych ludzi jest o wiele więcej. O tym właśnie mówiłem – że musimy być ludźmi podobnymi do Boga, jesteśmy ludźmi, bez wątpienia rodzimy się jako ludzie, ale powinniśmy stać się Bogiem. Tym ma się skończyć nasza życiowa podróż.

Te szpitale to tylko szpitale transformacji, mające na celu przekształcenie ludzi w boskości. To jest główny cel. Kiedy dzieciom wykonuje się operacje, my musimy zyskiwać z tego naszą przemianę. W przeciwnym razie co z tego wynika dla nas? Musimy więc stać się boscy, musimy stać się Bogiem. To jest właściwe podejście. A w szczególności w tym właśnie dniu musimy poświęcić się tej idei, zobowiązać się do osiągnięcia tego celu. To jest powód, dla którego cokolwiek wydarzyło się tego dnia. Wszyscy mamy stać się boscy. Widziałem bardzo wielu Sathya Sai – chodzących, rozmawiających, oddychających, pracujących przez tak wielu z nas. Taki jest cel. I ten cel jest osiągany dzień po dniu przez wszystkie te szlachetne dusze. Znam Sumeeta (Tappoo) bardzo dobrze, bo od czasu, gdy jako młody chłopiec śpiewał piosenki. Wyobraźcie sobie piosenkarza budującego szpital! Ale on musiał się poświęcić. Planował osiedlić się w Bollywood w Bombaju. Powiedziałem, że nic z tego, że musi wrócić na Fidżi. I on wrócił. Krupali próbowała zostać wziętą lekarką, dobrze sytuowaną w życiu, z wygodnym życiem w Australii, w rozwiniętym kraju – jej dzieci mogły tam dorastać, ucząc się w lepszej szkole, w lepszych placówkach edukacyjnych. Ale powiedziałem, że nie, że musi przyjechać na Fidżi i tu pracować. Jak stwierdziła, że skoro obietnica została złożona, trzeba jej dotrzymać. I dotrzymała obietnicy – wróciła i zaczęła tu pracować. Pracować podobnie jak wszyscy ci młodzi ludzie, którzy nigdy nie opuścili tych Wysp i pracowali dla tego szpitala.

Przed chwilą nasz Sreenivas mówił, że Shawn to najlepszy wybór na ten szpital. Tak, naprawdę, w rzeczywistości wszyscy ci ludzie są najlepszym wyborem, jakiego dokonałem. Wszyscy jesteście najlepszym wyborem. Wiecie, kto jest moim najlepszym wyborem? Moim najlepszym wyborem jest ten, kto nie ma innego wyboru niż podążanie za tym, co powiem! Albo raczej kto nie ma żadnego wyboru, ale po prostu decyduje, że „Twoja wola jest moją wolą; pozwól mi to robić”. To jest mój najlepszy wybór. Bóg nie wybiera wszystkich. Ma miliardy ludzi, ale wybiera tylko tych, którzy wybierają Jego, którzy wolą Go ponad wszystko inne, ponad wszystko inne w życiu. Ci są najlepszym wyborem Boga. I wy wszyscy jesteście takim najlepszym wyborem Boga. Jak wspaniale być wybranym przez Boga. Jakie to cudowne! Oczywiście łączy się z tym ciężka praca. To poświęcenie, to dużo zaangażowania, oddania, ale powiedzcie sami, jaka praca na tym świecie tego nie wymaga. Każda praca tego wymaga, jednak ta praca jest święta. To, co robimy, pomaga bezpośrednio tak wielu ludziom i zmienia bardzo wielu innych ludzi. Więc jej wpływ jest nieskończony – nie ma początku, środka ani końca. Jest to coś wiecznego. Taką pracę wszyscy wykonujecie. Jestem bardzo wdzięczny tutejszemu zespołowi. Dziękuję im. Oni dziękowali za danie im szansy, a ja muszę im podziękować za skorzystanie z tej szansy.

Jestem pewien, że ten szpital przejdzie do historii, na nowo napisze historię opieki medycznej, sposób, w jaki jest ona świadczona i odbierana, eliminując komercję na korzyść miłości. Wraz z miłością w grę wchodzi nieskończoność, rozwój. Niemożliwe staje się możliwe. Gdy wkładacie miłość – bez kalkulacji, bez handlu, bez utowarowienia – wtedy wszystko staje się nieskończone. Chęć czynienia woli Boga jest najlepszym wyborem, jakiego można dokonać; każdy inny wybór kończy się marnotrawstwem. Tylko ten jeden wybór, czynienie woli Boga, pomaga nam stać się boskimi. Jakie mamy szczęście! Otrzymujemy wskazówki, jak to zrobić! Nie musimy szukać Boga, bo Bóg przychodzi do nas i mówi nam, co mamy zrobić z naszym życiem. Czy możemy prosić o większy honor, większy przywilej? Czy nie powinniśmy po prostu chwycić go obiema rękami i powiedzieć: „Tak, zrobimy wszystko, cokolwiek powiesz. Nie będziemy się rozglądać. To jest nasze zobowiązanie”. Tacy powinniśmy być. Jestem więc bardzo szczęśliwy.

Za każdym razem, gdy przyjeżdżaliśmy na Fidżi, staraliśmy się przyjechać w kwietniu. I w tym czasie zawsze chcemy zrobić coś nowego, coś więcej i to się dzieje za każdym razem, gdy przyjeżdżamy. Wszyscy to urzeczywistniacie, więc jesteście bardzo błogosławionymi ludźmi. Ale dopiero w przyszłości zrozumiecie, jakie przytrafiło się wam błogosławieństwo. Jestem bardzo wdzięczny wszystkim tym ludziom.

Mam tu Boba (Roberta Bozzaniego), który przyjechał aż z USA. Jego ukochana żona Barbara została tam. To wielka wielbicielka, dużo walczyła, ale z Bogiem, a nie z nim. Była wielką wielbicielką; odeszła kilka lat temu. Chciałbym coś zrobić w jej imieniu, dlatego nazwaliśmy jej imieniem salę operacyjną. Niech nazywa się salą Barbary Bozzani. Tak naprawdę nie chodzi o uhonorowanie tej jednej a nie innej osoby. Chcemy po prostu powiedzieć reszcie świata, jakich ludzi potrzeba, żeby robić takie rzeczy.

Te rzeczy nie spadają z nieba, nie pojawiają się znikąd. Stoi za nimi ciężka praca, poświęcenie, zaangażowanie, oddanie. To właśnie chcę zostawić za sobą. Gdy inni będą tu przychodzić i pytać: „Kim są ci ludzie?”, muszą się dowiedzieć, że jest to historia tego szpitala. Są to ludzie, którzy pracowali za kulisami. Teraz macie tu bardzo mały zespół, ale jestem pewien, że w nadchodzących czasach będzie się rozwijał. Idealnie byłoby mieć tu na Fidżi miejscowy, w pełni wyszkolony zespół, który mógłby stale sam prowadzić ten szpital. Do tego trzeba dążyć.

Tak więc Shawn zaczyna działalność. Jestem pewien, że Krupali i Nandini, córka doktora Pillai, i nasz zespół Sanjeevani, oczywiście razem z naszym Sreenivasem, który jest tutaj obecny – wszyscy będą ze sobą współpracować. Nie chcę, żeby w szpitalu były przestoje – powinien działać nieprzerwanie. Możemy pomyśleć, że nic się nie stanie, jeśli nie zrobimy czegoś przez dwa dni. Ale przez te dwa dni nie wiemy, która mama płacze, kiedy każdy oddech jej dziecka w domu jest katorgą. Te dwa dni są bardzo ciężkie dla matki i dziecka, chociaż może dla nas to tylko dzień lub dwa. Róbmy więc jak najwięcej każdego dnia i nauczmy się równoważyć te obie strony. Musimy mieć równowagę obu światów. Nie możemy też popadać w skrajność – to nie jest dobre. Powinniście wiedzieć, jak zrównoważyć obie strony.

Myślę, że operacje rozpoczniemy 30-tego tego miesiąca; w kolejce czeka 30 dzieci. 30 dzieci z wszystkich przebadanych dzieci znalazło się w kolejce do operacji. Przyjeżdża tu ogromny zespół. Oni wykonają operacje. Jestem pewien, że wszystko pójdzie bardzo dobrze i w ciągu tygodnia będzie kolejna mała uroczystość na zakończenie operacji. Dnia 27. będzie oficjalne otwarcie z premierem Fidżi i miejmy nadzieję, że dołączy do niego jakaś reprezentacja z Indii i wielu innych dygnitarzy. Przygotowanie sali – odkażanie itp. – zajmie dwa dni.

Więc od 30-go zaczną operacje. Bardzo się cieszę, że wszyscy przybyliście z wielu krajów, chociaż kilku krajów brakuje. Ale są tu Japończycy – ludzie z Japonii. Oczywiście Stany Zjednoczone zawsze są obecne. Mamy ludzi z Indii, jest ktoś ze Sri Lanki – jest tutaj Suta, on ma związki ze Sri Lanką. Tak więc mamy jego, jego rodzinę i ludzi na Sri Lance, w tym firma, której właścicielem jest Gary. Oni wszyscy pracują nad budową następnego szpitala na Sri Lance; możecie ten szpital znaleźć na południe od Indii. Tam bije jedno serce. Z Fidżi jedziemy tam, na Sri Lankę, aby zająć się następnym szpitalem; pierwszą fazę jego działalności planujemy rozpocząć w sierpniu – w pierwszym lub drugim tygodniu sierpnia. Powstaje tam ogromny szpital, jest znacznie większy niż ten. Ale zaczniemy od jednego piętra i powoli będziemy to rozwijać.

Sri Lanka przechodzi kryzys, o którym wszyscy wiemy. Dlatego w tym czasie potrzebują pomocy najbardziej. Powinniśmy więc pojechać tam i przynajmniej świadczyć ogólne usługi medyczne, opiekę nad matką i dzieckiem. Wykonamy badania pediatryczne. Do dyspozycji będziemy mieli sale operacyjne, więc raz na jakiś czas taka misja medyczna może nawet zająć się pracą pediatryczną, ale zasadniczo będzie to działalność ogólna, z której będą mogli korzystać wszyscy ludzie.

Podobnie dzieje się w Indiach. Jak wszyscy wiecie, już został otwarty szpital Sarla Memorial Hospital, a teraz powstaje przy nim medyczny koledż. Ta medyczna uczelnia nosi imię dr Sri Rajeshwari, matki Sreenivasa, która przyszła do nas jako jedna z pierwszych kobiet. To także był właściwy wybór! Pozostawiła wspaniałą karierę za granicą jako lekarz w latach 60. Możecie sobie wyobrazić, jak robiło się karierę i żyło w USA. Ona zostawiła to wszystko; rozpoczęła pracę w małej szopie służącej za szpital – taki był tu luksus! Te szpitale były po prostu szopami, a oni w nich pracowali i robili, co mogli. Teraz powstaje blok akademicki; prace trwają dzień i noc. Wielu z was też udziela się w tym projekcie. I w końcu powstanie tam też większy szpital.

Wszystkie te cudowne rzeczy dzieją się, jak mówiłem, dzięki wam wszystkim i wielu innym takim jak wy na całym świecie. Nie potrzebujemy do tego całego świata. By można było osiągnąć tak wiele, wystarczy kilku dobrych ludzi na świecie, którzy decydują się czynić dobro. Jestem pewien, że w miarę upływu czasu wiele z tych dzieci, które są tutaj leczone lub kształcą się, zostanie zainspirowanych do czynienia jeszcze więcej dobra na świecie. W ten sposób to dobro będzie się szerzyć i pomnażać. Taka jest idea. Otwieramy kilka szpitali dla matek i dzieci – jest to niewielka inwestycja, ale ma wielki wpływ. I to się właśnie robi w całych Indiach i, oczywiście, teraz wychodzimy z tym na Sri Lankę. Tu też chcę powoli stworzyć następne centrum badań przesiewowych matek i dzieci. Interwencja na czas pozwoli uniknąć nieszczęść. Taką pracę wykonamy tutaj. A potem przyjdzie młodsze pokolenie. Niektórym z nich już kazałem zostać lekarzami. Zostają chirurgami i lekarzami, aby opiekować się tymi sprawami w nadchodzących czasach.

Każdy ma pracę do wykonania. Każdy może wnieść swój wkład na swój sposób. Ale bardzo się cieszę, że to zostało zrobione. Co roku coś takiego powinno się dziać. Każdego 24 kwietnia powinniśmy wysyłać światu wielki, głośny i jasny komunikat. Nie jesteśmy tu, by opłakiwać cokolwiek; jesteśmy tu, by świętować. Jesteśmy tutaj, aby wyrazić naszą wdzięczność. Tak powinno być, nieprawdaż? Jako ludzie Boga musimy to robić. Nie chcę nic innego.

Mamy tu też piękny aśram położony nad tym brzegiem morzem. Zaprosiłem ludzi, aby tam pojechali – grupami. Dzisiaj jedna partia, innego dnia kolejna. Niech zobaczą ten aśram, ten piękny aśram. Chcę przekształcić go w ładne duchowe centrum. Wszystkim podoba się świętowanie na Fidżi. Przyjeżdżają tu ludzie z całego świata. Dlaczego nie mielibyśmy organizować fidżyjskich świąt w aśramie? Taki mam pomysł. Stworzyliśmy to centrum duchowe na Fidżi, na Pacyfiku także dlatego, że miejsce to jest tak samo oddalone od zachodniej jak od wschodniej części świata. I jest to ładne miejsce na środku oceanu, do którego możemy przyjeżdżać. Ten aśram będziemy rozwijać. Po drodze do tego miejsca ojcu Sumeeta, Mahendra-dżiemu, mówiłem, że powinniśmy to trochę lepiej rozwinąć. Ale będziemy to robić krok po kroku. Są tam bardzo piękne wschody i zachody słońca! A Bóg kocha przyrodę, bo sam ją stworzył. Najczystszym wyrazem boskości jest natura. Dlatego chcecie przebywać w naturalnym otoczeniu. Miasta są najbardziej nienaturalnym otoczeniem. Nie tego Bóg chciał. Wracajcie więc do natury. Zatem, wszyscy odwiedzimy tamto miejsce i będziemy mieli tam małą sesję bhadźanową a także bhodźan (posiłek).

Co jeszcze powinienem powiedzieć? Jestem bardzo zadowolony. Ale to dopiero początek i przed nami długa droga do przebycia. Jestem jednak pewien, że ta podróż będzie dla nas wszystkich zarówno pełna przygód, jak i radosna. Ale musimy iść ramię w ramię, krok w krok razem, aby pomagać sobie nawzajem wyrosnąć na bogów. W tym procesie świat też będzie się zmieniał. Bardzo szczęśliwy. Niech cały ten dzień będzie radosny. Cieszmy się wszyscy.

Był taki dzień, kiedy siedziałam, trzymałem się tych stóp i płakałam. To był ten sam dzień. To był czas, kiedy Boskość zdecydowała się porzucić ciało. On był tam w tym czasie i płakał, trzymając się stóp. Czuł się opuszczony, czuł się wtedy osierocony, a dziś znów trzyma się stóp i płacze z radości. Bo w życiu jest tak wiele sensu, tak wiele do zrobienia, tak wiele oczekiwań i do tego ta Obecność, Wszechobecność, to jej piękno. Wy doświadczacie każdej chwili uśmiechu dziecka, ulgi jego matki, radości jego ojca. W ten sposób doświadczacie tej Wszechobecności. W ich oczach powinniście widzieć Boga. Kiedy rozmawiacie z tymi ludźmi, patrzycie im w oczy, widzicie blask Boga, widzicie, jak Swami patrzy na was tymi oczami. To jest Wszechobecność. Tego musicie się nauczyć. Jeśli chcecie Go znaleźć, spójrzcie w oczy tych, którym ulżyliście lub którym wyświadczyliście przysługę, a zobaczycie, jak On w ich oczach się uśmiecha, będziecie wiedzieli, że On jest tam w środku. To jest nasz sposób na znalezienie Boga. On to właśnie robi. Dużo więcej zostanie zrobione. I na pewno będziemy to robić, jak On powiedział.

Ona mówiła: „Nie opuszczaj mnie!” Ale trzymać się mnie to trudna sprawa. Nie jest to łatwe i ciągle podnoszę poprzeczkę. Wiecie sami, że ciągle podnoszę standard. Ciągle wymagam większego poświęcenia. Dlatego właśnie musicie trzymać się mnie, musisz wznosić się ze mną. Nie możecie być jednocześnie na ziemi i latać po niebie. To się nie stanie. Musicie opuścić ziemię, aby być ze mną na niebie. Powinniście chcieć to zrobić, przestać trzymać się ziemi. Puśćcie ten strach, te obawy, to myślenie „ja” i „moje”. Trzeba puścić – inaczej nie możemy być bogami. Więc jeśli chcecie latać ze mną po niebie, porzućcie ziemskie drogi. Porzućcie tę chęć bycia na ziemi. Bądźcie wolni. Tym jest wolność.

[tłum. KMB, 2022.04.29]